Menu Szukaj Odwiedź mój sklep Zack Roman

Mądrość krawiectwa – wywiad z Andrzejem Nieszczesnym

Mądrość krawiectwa – wywiad z Andrzejem Nieszczesnym
krawiec reprezentujący swoje dzieło
Fot. M. Betlej

Dobry krawiec znajduje w figurze klienta, to co jest ładne, a co brzydkie chowa. I o to chodzi.

Rozmowa z Andrzejem Nieszczesnym, mistrzem krawiectwa, właścicielem zakładu krawieckiego na ul. Saperskiej 41 w Poznaniu. Jest to pierwszy wywiad w cyklu Mistrzowie Igły i Żelazka.

Roman Zaczkiewicz :  Od kiedy Pan prowadzi zakład krawiecki?

Andrzej Nieszczesny : Mój ojciec prowadził ten zakład od 1938 roku, przejąłem go od niego w 1973 roku.

RZ: U kogo Pański ojciec uczył się krawiectwa?

AN: Ojciec uczył się w Grabowie u mistrza Świderskiego. Natomiast ja uczyłem się od 1960 roku u mistrza Stanisława Lisa, który miał zakład krawiecki w Poznaniu, przy ulicy Fabrycznej 1. W zawodzie pracuję juz 52 lata.

RZ: Jaka jest Pańska metoda szycia?

AN:  Wedle życzenia klienta. Jeżeli przychodzi klient i chce mieć uszyte na miękko, na kameli, to tak mu szyję, a jeżeli chce mieć zrobione starodawną metodą na włosiance, no to mu szyję na włosiance . Jak klient sobie życzy – tak robię. Zdejmuję miarę, potem dwie, trzy przymiarki i gotowe.

RZ: A klienci teraz wolą szycie na włosiance czy na miękko?

AN: O, na włosiance to rzadko kto teraz robi. My, starzy krawcy mówimy, że jest to wykonywanie na tzw. beton, bo to jest bardzo sztywna tkanina. Przody marynarki ładnie leżą, ale z włosianką jest taki problem, że mocno uwiera w pachę albo w szyję. Trzeba ją więc specjalnie zabezpieczać. Poza tym dziś już nie ma prawdziwej włosianki z włosia końskiego, tylko jest sztuczna.

RZ: A Pan ma taką prawdziwą włosiankę?

AN: O tak, mam zapas. Jestem przygotowany na różne życzenia klienta.

RZ: Czym się różni kamela od płótna?

AN: Kamela jest lżejsza i jest bardziej elastyczna.

RZ: Podobno im cięższa tkanina, tym lepsza dla krawca?

AN: I lepsza dla klienta, bo cięższy materiał zachowuje dłużej fason.

RZ: Jakie materiały  stosuje się do krawiectwa miarowego?

AN: Krepa, diagonal, panama, rapaport. Wszystko zależy od splotów, jakie materiał ma paski -czy proste czy skośne, i od wyplatania, dlatego te tkaniny mają różne nazwy. Dziś już się tych nazw nie używa. Spodnie zrobione z rapaportu są niemalże niezniszczalne. Mówi się, że takie spodnie, to noszą „dzieci po dzieciach. nie do zniszczenia” . Natomiast flanela jest krucha, nie leży i nie trzyma fasonu, po wyprasowaniu jest ładna, ale szybko się gniecie i ogólnie źle wygląda.

szycie materiału

RZ : Czy szyje Pan z każdego materiału i na każdą figurę?

AN: Tak, ale nie wykonuję krawiectwa lekkiego, czyli sukienek, bolerek itp. Prowadzę krawiectwo ciężkie, męskie. Natomiast w zakresie krawiectwa damskiego wykonuję  płaszcze, kostiumy i spódnice. Nie boję sie używać różnych materiałów, choć jestem na tyle wymagający, że jak klient przyniesie do mnie byle jaki materiał, to ja nie chcę szyć, bo finalnie żaden z nas nie będzie zadowolony. Jak coś jest uszyte z dobrego materiału, to pięknie wygląda, w naszym żargonie krawieckim mówi się wtedy , że „ta sztuka ma pysk krawiecki”.

Szyję na każdą figurę. Nie boję się nietypowych – stosuję wtedy odpowiednią technikę kroju i szycia i nie ma dla mnie problemu. Panowie z  brzuszkami  albo z wąską klatką piersiową i szerokimi biodrami, albo tzw. chłop śląski – w barach szeroki w biodrach wąski – nie dostaną w sklepach na siebie dobrej marynarki, muszą szyć u krawca! Tak samo figura pochylona albo tzw. wysoka pierś (wyjątkowo rozbudowana klatka piersiowa) – wtedy trzeba wykonać specjalną  konstrukcję kroju, a to może zrobić tylko dobry krawiec.

RZ: A czy dobry garnitur może pomóc zatuszować np. garb?

AN: Dobry krawiec znajduje w figurze klienta to ,co jest ładne, a to co brzydkie, chowa.  I o to chodzi. To jest cała mądrość krawiectwa.

Opowiem Panu pewną historię : przyszedł raz do mnie klient z małżonką, gdy brałem od niego miarę, mówiłem głośno o wadach jego figury. Żona po powrocie do domu zaczęła narzekać, jakiego to pokrakę wzięła sobie za męża. Wtedy poradziłem temu klientowi, żeby namówił żonę, by przyszła do mnie uszyć sobie kostium i wtedy wezmę od niej miarę i głośno wymienię mankamenty jej figury – i będzie po równo. Nie dała się namówić (śmiech). Widzi pan, każdy ma jakąś wadę sylwetki, mniejszą czy większą, ale ma. A krawiec tylko chwilę popatrzy na klienta i od  razu wszystko widzi. Nie ma dla niego tajemnic.

O, u pana to od razu dostrzegłem, że ma pan proste ramiona, a marynarkę zrobioną na skośne. Marynarka jest dobrze skrojona, ale nie na Pana figurę. Ta fałda poznańska na plecach to już jest nie do poprawienia. Nie ma szans. To zbyt poważna przeróbka marynarki, ta fałda jest nie do usunięcia. Tylko dobrze skrojony garnitur zatuszuje wszelkie niedoskonałości sylwetki.

 modne krwiectwo forma luźna, niedopasowana
Marynarka uszyta 20 lat temu przyniesiona przez klienta do odprasowania

RZ: Na pewno ma Pan swój styl szycia. Jaki?

AN: Jeżeli chodzi o styl kroju, to wzoruję się na panu Klemensie Szymańskim, który był nestorem krawiectwa poznańskiego, wydał specjalny podręcznik o kroju jeszcze przed wojną. Pan Szymański szył tak, jak poznaniacy chcieli mieć uszyte – forma luźna, niedopasowana, (koneserzy mieli dopasowaną). Szyło się dużo odzieży sportowej, bombajki (marynarka typowo wycieczkowa). W tamtych czasach był taki styl wykonywania odzieży. Dziś już jest wymóg bardziej światowy.

RZ: Czy w krawiectwie można mówić o polskim stylu?

AN: Nawet nie tyle polskim, co poznańskim. Tu, w Poznaniu, było wydawane pismo „Postęp Krawiecki”. Potem Warszawa chyba nam pozazdrościła i zaczęło wychodzić „Modne Krawiectwo”. Ale szukając polskiego stylu krawiectwa, trzeba zajrzeć do „Postępu Krawieckiego”.

RZ: A czy teraz czyta Pan magazyny modowe?

AN: Tak, jestem na bieżąco – również po to, żeby i klient był na bieżąco.

RZ: Jak się zmieniało polskie krawiectwo na przestrzeni lat?

AN: Śledzę ten temat od 1960 roku (wtedy zacząłem się uczyć), a nawet wcześniej – przecież wychowałem się w zakładzie krawieckim. Kiedyś krawiectwo było trudniejsze. Trzeba było być bardziej pracowitym i mieć większe umiejętności. Wtedy wykonywało się podszywanie paska przy spodniach, trzeba było wkładać płótno sztywne, potem to ładnie zawijać  -dziś już nikt tak nie wykańcza. Pod  tym względem jest łatwiej, ale za to dziś klienci mają większe wymagania.

RZ: Czy przed 1989 rokiem było więcej klientów?

AN: Tak. Problemy zaczęły się po 1990 roku – ubyło wielu klientów i miałem problem, żeby utrzymać zakład. Dziś jest  raz lepiej, raz gorzej. Liczba klientów zdecydowanie maleje. Ci, którzy szyli u mnie od pokoleń, poumierali, a ich wnuki kupują gotowiznę.

RZ: Co jest najtrudniejszego w Pana zawodzie?

AN: Najtrudniej jest dobrze obejrzeć i opisać klienta, żeby postawić dobrą konstrukcję kroju.

RZ: A co pana najbardziej cieszy w tej pracy?

AN: Wszystko, lubię wyzwania, szczególnie wtedy, kiedy mogę pokazać moje największe umiejętności. Lubię szyć dla klientów, którzy mają nietypowe figury i są wymagający. Wtedy mogę się wykazać.

Kocham mój zawód i wykonuję wszystko w swoim zakładzie od A-Z. Bardzo szanuję moich klientów – bardziej niż pieniądzem interesuję się tym, czy klient finalnie będzie zadowolony.  To jest ważne. Jak się kocha pracę, to pieniądz powinien sam przyjść. Praca pozwala mi spokojnie żyć z moją małżonką, a nam już niewiele potrzeba. Żeby tylko zdrowie było troszkę przyjemności i wie Pan – to wszystko. Jestem wiekowym krawcem i po mnie już nie ma następcy. Jeden mój brat jest fryzjerem, drugi był krawcem, ale już nie żyje. Uczył się u Leona Smaruja krawiectwa miarowego, później przerzucił się na konfekcje. Ja trzymałem się i trzymam  krawiectwa miarowego i nigdy tego nie zmienię.

żelasko krawieckie

RZ:  Czy krawiectwo to ciężki zawód?

AN: Tak bardzo. Mam wszystkie choroby zawodowe krawców – miałem poważne problemy ortopedyczne. Mam chory kręgosłup, łokieć tenisisty, hemoroidy. To są choroby krawców. Zaraz panu pokażę żelazko, od którego mam zwyrodnienie barku. 10 kg to żelazko waży. Tak więc jak prasowałem gruby materiał, płaszcz, to się mocno narobiłem. Teraz mam podobne żelazko, ale lżejsze – 5 kg. A jak kiedyś skóry szyłem, to sam je dźwigałem do kuśnierza.

RZ: Czy przez te lata przekazał Pan komuś swoje zawodowe umiejętności?

AN:  Wykształciłem 11 uczniów. Ostatniego w 2000 roku. Jedna moja uczennica, Małgorzata Nowak, pracuje teraz w Luksemburgu, w zakładzie szycia miarowego. Czasem do mnie dzwoni i się konsultuje ze mną. Jestem z niej bardzo dumny.

I jeszcze dwie dziewczyny szyją, ale konfekcje, miarówki nie.  Chłopaków też uczyłem, ale nie trzymają się zawodu. Z tych 11 uczniów w zawodzie pracuje tylko 3, to malutko. Malusieńko.

Wielka szkoda, ale z krawiectwem to jest tak -jeżeli się go nie praktykuje, to nasze umiejętności zanikają. Taki ktoś konfekcję może i zrobi, ale miarówki to już się boi. Wie pan – skroić materiał za 750 zł, czy droższy, to naprawdę duża odpowiedzialność.

RZ: A Pan robi wykrój bezpośrednio na materiale?

AN: Tak. Z papierów nie korzystam, mam książki, wyliczenie jest w głowie – wyliczam, stawiam konstrukcję na materiale, wyrysowuję i wykrawam odpowiednio do każdej figury. Ja to mam we krwi. A wiele mi dało doświadczenie i praktyka, praktyka, jeszcze raz praktyka!

RZ: Jaki jest teraz trend w krawiectwie męskim? Co jest najpopularniejsze?

AN: Garnitur był zawsze popularny i będzie, zmienia się tylko fason – układ klap, brzegów. W tej chwili klienci sobie życzą, by garnitur był jednorzędowy, z klapami w szpic tak jak w dwurzędowym.  Bywają też zamówienia wyjątkowe: raz przyszedł do mnie pan, który chciał mieć mundur ułana i wykonałem mu taki mundur. Bardzo był zadowolony.

RZ: A jeśli chodzi o dopasowane garnitury?

AN: Mam w zakładzie dwa lustra, klient się ogląda i mówi, co, gdzie chce mieć dopasowane i tak robimy, jak chce luźniej, to ma luźniej -wszystko wedle życzenia.

Starzy mistrzowie, tacy jak mój ojciec, mieli swoje utarte zwyczaje i nie można było ich przekonać do zmian. Pamiętam, jak raz przyszedł do ojca klient i chciał spodnie krojone wysoko w kroku, a ojciec i tak niżej ukroił, albo inny klient prosił o spodnie węższe w biodrach – ojciec i tak szerzej ukroił. No, po prostu tak było. Ja teraz stosuję się  do życzeń klienta. Staram się doradzić, ale decyzje podejmuje klient, nie ja.

RZ: A co pan sądzi o przykrótkich marynarkach, które są ostatnio bardzo modne?

AN: Dziwolągi. Ja bym w tym nie chodził. No może przy bardzo szczupłej sylwetce, to jeszcze bym to przebolał. Taka krótka marynarka na pewno nie jest dla korpulentnych figur, nie dla panów z brzuszkami. Przecież to deformacja sylwetki!

RZ: A dwurzędówki?

AN: Na szczupłego i wysokiego tak, ale czy pan sobie wyobraża niskiego i korpulentnego w dwurzędówce? Nieee, absolutnie odpada.

RZ: Czy zdarzają się zamówienia na smokingi?

AN: Zdarzają się. Wszystko wedle życzeń klienta.

RZ: Teraz wiele osób zaczyna odczuwać potrzebę szycia garniturów na miarę u krawców takich jak Pan.

AN: Jeżeli mężczyzna chce być elegancki, to najlepszym wyborem jest uszycie garnituru na miarę.

RZ: O jakich spodniach można powiedzieć, że dobrze leżą?

AN: Kant musi iść przez środek kolana, nogawka nie może uciekać bez względu na kształt nóg, zaprasowanie musi iść równiutko. Dziś często panowie z brzuszkami mają takie pufy, bo spodnie nie są podcięte. A trzeba brać miarę tak, jak klient nosi spodnie (to od mistrza Szymańskiego się nauczyłem), czyli trzeba wziąć dwie miary: najpierw z przodu, potem z tyłu – i wtedy tę różnicę należy uwzględnić w kroju. Przy normalnej figurze jest to 5 cm, a przy figurach, które mają opuszczony przód, jest to 7, 8, a nawet 10 cm i wtedy o tę różnicę trzeba podciąć przód. Jeżeli spodnie są prawidłowo podcięte, to nawet u brzuchacza jest ładnie, gładko i nie robią się te pufy. Krawiec musi to wszystko widzieć podczas zdejmowania miary.  Oczywiście trzeba też odpowiednio zaprasować nogawkę. Same spodnie kroję metodą Jana Chwalisza z Postępu Krawieckiego. Posługuję się do tego ułamkami lub procentami.

postęp krawiecki

RZ: A dobrze leżąca marynarka, to…?

AN: Dobrze skrojona marynarka, nawet wtedy, gdy nie jest zapięta, musi się ładnie zamykać, nie może uciekać. Nie mogą też robić się fałdy. Na przykład w tańcu, gdy mężczyzna obejmuje partnerkę, nie ma tendencji wyrywania się rękawa. Przy marynarkach gotowych, niemających nabiegów –  puszczają szwy! Trzeba dobrze spasować górę z ramieniem. Wszystko zależy od odpowiedniej konstrukcji kroju.

Ile razy oglądam w telewizji panów w marynarkach, to od razu potrafię określić, która była szyta na miarę, a która została kupiona gotowa. To takie spaczenie zawodowe (śmiech). Pan Lepper miał marynarki pięknie szyte, dobrze w nich wyglądał, a inni poslowie… uuuuu, szkoda gadać. Dobrą marynarkę też trzeba umieć nosić, a cała tajemnica to: jak marynarka ma trzy guziki, to zapinać na środkowy, jak cztery – dwa środkowe, a jak ma dwa guzki, to na górny. To jest kanon.

RZ: Czy mężczyźni byli kiedyś bardziej eleganccy?

AN: Dla mnie elegancki mężczyzna to mężczyzna w dobrze skrojonym garniturze. Ładnym i dopasowanym.  W dobrze skrojonych spodniach. I oczywiście z odpowiednio dobranym krawatem. Dziś mężczyźni chodzą często w garniturach bez krawatów i jak patrzę na takiego faceta, to myślę „no, coś temu chłopu brakuje do tej elegancji”.

RZ: A poszetka?

AN: Pierwszy raz słyszę o takim określeniu. Chusteczka do kieszonki to zawsze była chusteczka do kieszonki. Nie słyszałem o nazwie „poszetka”.

RZ: Spotyka Pan eleganckich mężczyzn na ulicach?

AN: Mężczyźni teraz nie zabiegają o to, żeby być eleganccy. Kupują gotowe garnitury, tanie. Jest takie przysłowie:„ Kto kupuje tanio, ten kupuje drogo, a kto kupuje drogo, ten kupuje tanio”.

Byłem swego czasu w Wiedniu (w 80. latach), pracowałem tam jako krawiec przez 3 miesiące. Bardzo mnie tam ceniono. Kiedy szyłem w zakładzie (miało wielkie okno wystawowe), to jak przechodzili starzy Austriacy, to zatrzymywali się, zdejmowali kapelusze i potrafili godzinami obserwować moją pracę. Tam był wielki szacunek dla rękodzielnictwa. A dzisiaj w Polsce tego nie ma.

RZ: O nie, u nas się teraz to odradza! Powoli, ale odradza się, i dlatego m.in. ja tu jestem dzisiaj u Pana.

AN: To dobrze, trzeba o to rękodzielnictwo zadbać. Ostatni dzwonek, żeby uratować to, co jest, co zostało. W Poznaniu za czasów mego ojca było 500 zakładów krawieckich. A teraz? Na palcach jednej ręki można policzyć. Kiedyś krawcy mieli bardzo dużo pracy, dużo szycia. Teraz krawiec to zawód zanikający, ale mam nadzieję, że krawiectwo pozostanie. Niewielu nas będzie, ale przetrwamy chociażby dlatego, że jest mnóstwo figur, które naprawdę nic na siebie nie znajdą w sklepach.

RZ: Czy ostatnio zauważył Pan wśród swoich klientów wzrost świadomości odnośnie ubioru?

AN: Dziś niewielu jest klientów, którzy są tzw. koneserami ubioru. Myślę ,że w dużej mierze tak jest dlatego, że szycie na miarę wiąże się z dużymi kosztami. Całe szczęście, że niektórzy pracodawcy gonią pracowników ,żeby do pracy przychodzili w garniturach . Tylko żeby w ładnych przychodzili. Szytych z dobrego materiału! Mężczyźni dziś są mało krytyczni w stosunku do siebie, swojego ubioru. Proszę pana, ja to mam 10 garniturów i smoking! Staram się raz do roku uszyć sobie nowy, bo „Jak cię widzą, tak cię piszą”. Nigdy bym gotowego garnituru nie założył, przecież to by była profanacja. Synowi też bym nie pozwolił gotowizny kupić. Nigdy!

Andrzej Nieszczesny.

Krawiectwo miarowe

 Tel: 61 833 19 46

Ul. Saperska 41

61-493 Poznań

Fot. Marcin Betlej  (serdeczne podziękowania od Redakcji)

 

Jeśli czytasz mojego bloga, odwiedź także mój sklep

Przejdź na zackroman.com
Zamknij

Zapisz się do mojego newslettera

Zamknij